Pad thai to słynne danie z kuchni tajskiej. Makaron ryżowy w sosie z tamaryndowca i nam pla, z dodatkiem jajka, stał się popularny na całym świecie. Ja także go uwielbiam. Najlepszy pad thai zjecie oczywiście w Tajlandii. W Polsce w tajskich knajpkach traficie raz lepiej, raz gorzej – ale pyszną wersję można przygotować po prostu w domu. Idealny jest, gdy mieszają się w nim kwaśno-słono-słodkie smaki. Najczęściej danie to podawane jest z tofu, kurczakiem i krewetkami – można zdecydować się na jeden z tych dodatków lub użyć wszystkich. Ja najbardziej lubię pad thaia z kurczakiem i tofu, dlatego taką wersję prezentuję. Składników na pierwszy rzut oka może wydawać się dużo, ale danie robi się błyskawicznie. Potrzebujemy woka i wysokiej temperatury – całość usmaży się w kilka minut. Wystarczy nabyć odpowiednie składniki i przygotować je wcześniej tak, aby można było wszystko gotowe i posiekane po kolei wrzucać na rozgrzanego woka (jeśli mieszkacie w małej miejscowości, to niektóre ze składników będzie trzeba nabyć przez internet).
Pad Thai z kurczakiem:
- 200 g makaronu ryżowego (wstążki)
- 1 pojedyncza pierś z kurczaka
- 100-150 g naturalnego tofu
- 1 duże jajko (lub dwa mniejsze)
- 3 ząbki czosnku
- 2 cebulki szalotki
- 2 cebulki dymki
- garść kiełków fasoli mung
- duża garść posiekanej kolendry
- olej arachidowy do smażenia
Sos do Pad Thai:
- 3 łyżki gotowej pasty tamaryndowej (do kupienia w sklepach z kuchniami świata*)
- 3 łyżki sosu rybnego (nam pla)
- 2 łyżki soku z limonki
- 2 łyżki cukru palmowego lub trzcinowego
- 2 łyżki sosu ostrygowego (nie jest konieczny, ale pad thai z nim zyskuje na smaku)
- duża szczypta chili w płatkach
Do podania:
- zielone części dymki
- kiełki fasoli mung
- posiekana świeża kolendra
- posiekane niesolone orzeszki ziemne
- płatki chilli
Pierś z kurczaka myjemy, osuszamy i kroimy w kostkę. W niezbyt dużą kostkę (ok. 1 – 1,5 cm) kroimy także tofu. Szalotki i białe części dymki kroimy w półplasterki, zaś zielone części w plasterki (część szczypioru zostawiamy do dekoracji). Przygotowujemy sobie jajko, czosnek do wyciśnięcia i kiełki fasoli. Do miseczki lub szklanki wlewamy składniki sosu: pastę tamaryndową, sos rybny, sok z limonki, sos ostrygowy. Dodajemy cukier oraz dużą szczyptę płatków chili – mieszamy. Przygotowujemy też wszystkie dodatki do podania widoczne w spisie, aby były pod ręką.
W woku rozgrzewamy sporą ilość oleju, a gdy będzie gorący (na wok używamy zawsze dużego ognia) wrzucamy tofu (powinien smażyć się w niemal w głębokim tłuszczu). Smażymy tofu do czasu, aż będzie złote i wyławiamy łyżką cedzakową na papierowy ręcznik. Wylewamy olej do miseczki zostawiając w woku ok. 2-3 łyżki (tłuszczu nie może być zbyt mało, bo także daje smak).
Gdy tofu się smaży, makaron przygotowujemy zgodnie z przepisem na opakowaniu (są dwie szkoły – jedna, że makaron namacza się do miękkości w letniej wodzie, druga mówi, że wystarczy zalać go wrzątkiem i zostawić na ok. 3 minuty – ja zazwyczaj korzystam z tej drugiej metody, bo nigdy nie mam czasu by go namaczać – najlepiej jednak gdy przygotujecie go tak, jak zalecił producent). Gotowy odcedzamy (gdy był we wrzątku warto go przelać zimną wodą, aby zakończyć proces gotowania – później makaron będziemy smażyć, więc nie chcemy aby się rozgotował).
Na rozgrzanym, pozostałym w woku oleju, podsmażamy przez ok. minutę szalotki i białe części dymki, często mieszając. Do cebulek wyciskamy czosnek i mieszamy. Odgarniamy wszystko na bok i wrzucamy na środek kurczaka. Podsmażamy go dokładnie z każdej strony dodając w międzyczasie 2 łyżeczki sosu. Smażymy ok. 2 minuty. Odgarniamy kurczaka i cebulki na boki, a na środek wbijamy jajko (lub dwa małe). Gdy zacznie się zsiadać od spodu (dzieje się to błyskawicznie), zaczynamy mieszać jajko (jak jajecznicę) i gdy się zetnie, mieszamy je z pozostałymi składnikami. Dodajemy tofu i makaron. Mieszamy i wlewamy cały sos. Podsmażamy razem przez około 1-2 minuty często mieszając, aż smaki się przegryzą. Pod koniec wrzucamy kiełki fasoli, liście kolendry i zielone części dymki. Po zamieszaniu od razu wykładamy na dwa talerze (pamiętajcie, że w woku nie przygotujemy na raz więcej niż 2-3 porcje) wraz z dodatkami. Najważniejsza jest chyba limonka do skrapiania sokiem i chrupiące orzeszki do posypania – warto też podać podać chili, kiełki fasoli oraz dodatkową dymkę/kolendrę.
* ja używam gotowej (płynnej, z dozownikiem) jeśli kupiliście pastę w bloku, należy rozpuścić ją w gorącej wodzie (do konsystencji pasty) i przetrzeć przez sito, aby pozbyć się pestek
Wygląda przepyszne 🙂
uwielbiam i od czasu do czasu robię 🙂 obecnie większość składników można nabyć w każdym większym markecie, co mnie bardzo cieszy 🙂
Aż ślinka cieknie na takie pyszności!